



Kiedy trafił do jego paszczy, robiąc wszystko, by uniknąć zmiażdżenia i rozszarpania przez zęby ostrzejsze niż klingi najlepszych katan, rzucił się do przełyku stwora. Nie widząc innego wyjścia, przyzwał na pomoc żywioł Ognia i zaczął palić nim wnętrzności Herolda. W ten sposób trafił do żołądka, a potem, za pomocą otworu wyciętego przez oni, zaczął przedzierać się do serca – jedynego wrażliwego punktu Herolda. Kaze spalił je na popiół, a jednocześnie w popiół obrócił się jego gniew.
Kolejnym etapem wędrówki było Jezioro Krwi, na jego brzegach – nieprzeliczone zastępy wojowników, terakotowa armia czekająca tylko na słowo swego mrocznego pana, by rzucić się do ataku. W czasie walki Kaze przyzwał na pomoc żywioł Wiatru. Bał się, że kiedy przywoła na pomoc ostatni żywioł, zniknie, nic już z niego nie zostanie – ale nie miał wyboru i nie czuł wielkiego żalu za tym, co utracił. Żałował shugenja, która mocą maho powstrzymała armię Fu Lenga, ale z każdą przelaną kroplą krwi traciła cząstkę swojej istoty. Siebie samego nie było mu szkoda; jego życie i tak przypominało sen.
Po pokonaniu armii czwórka bohaterów wkroczyła do Lasu Mieczy. Oni odłączył się od grupy, zaś Kaze…
