


Ta scena była dla mnie osobiście bardzo satysfakcjonująca - użyłem sobie elementu, który sam wymyśliłem w okrutny dla mojej postaci sposób, wypalając ją wewnątrz. Użyłem też wtedy mojej trzeciej mocy - mocy ognia, by wypalić wnętrze bestii i uwolnić siebie i moich towarzyszy. Zaraz po tym odpaliłem swoje negatywne wspomnienie za pomocą czerwonego klejnotu. Opisałem scenę, kiedy mój brat, odchodząc z klasztoru daruje mi to lustro, w którym mogłem zobaczyć zewnętrzny świat. Teraz straciłem je i została mi tylko nasza misja.
Misja i ostania moc - moc wody. Czekałem na sposobność, by jej użyć i nie potrwało to długo - na naszej drodze stanęło olbrzymie morze krwi. Dodajmy do tego armię nieumarłych na naszych plecach i rozwiązanie nasuwało się automatycznie. Otwarłem wody przed drużyną, by po przejściu na drugą stronę zatopić nimi naszych prześladowców.

Na tym etapie sesji drużyna była już mocno wyczerpana przez przeciwności losu. Wojownicy - ranni. Czarownica - na krawędzi splugawienia, z połową karty przykrytą handoutami symbolizującymi czarną magię. Właśnie wtedy, tuż przez ostateczną walką, rozegrała się też moja najlepsza scena retrospekcji. W trakcie sesji uczestniczyłem w kilku takich scenach (czy to rozpoczynanych przeze mnie, czy przez Magdę; jako Kaze albo jako inne postaci), ale tę zapamiętałem najmocniej. To scena, gdy Yin przybywa po mnie do mojego klasztoru w górach. Wokół szaleje zima, równie zimna co wyrok, jaki ma dla mnie los - mam wyruszyć na straceńczą misję, jako narzędzie w walce przeciwko największemu złu.
Mały chłopczyk, który musi odegrać rolę, której nawet jego dorośli opiekunowie nie są w stanie podołać. Jednocześnie spełnia się jego marzenie o wydostaniu się z klasztoru, ale i uświadamia on sobie, że świat na zewnątrz jest inny niż jego naiwne wyobrażenia o nim.