


odstępował Kaze na krok – którego niespożyta energia samemu chłopcu dodawała sił w trudnych chwilach; oraz zapierający dech w piersi widok mistrza tatuażu Klanu Smoka przy pracy – skupienie w oczach, zdecydowanie, a jednocześnie niezachwiany spokój ruchów.
Niesiony w kołyszącej się lektyce, Kaze pościł i medytował – na wzór Togashiego próbującego pod drzewem śliwy dostąpić oświecenia. Niemal nie słyszał odgłosów bitwy. W pewnym momencie ruch – oraz bitewny zgiełk – ustały, a zapieczętowana do tej pory lektyka została otwarta przez młodą shugenja. Był tam też samuraj lichej postury i w zniszczonej zbroi, dowodzący niewielką grupką bushi. Grupa skierowała się w stronę Szczęk – miejsca, przez które mieli wejść w domenę Fu Lenga. Shugenja chwyciła chłopca za rękę, ale Kaze się nie bał; miejsce, w którym się znajdowali, przypominało bardziej sen niż jawę. Ponadto były z nim żywioły, słyszał nieustannie głos Ziemi, Wody,

Po kilku dniach spędzonych w lektyce, dotychczasowe życie zaczęło wydawać się Kaze tylko snem. Odkąd tylko pamiętał, żył w klasztorze ukrytym wysoko w Górach Smoka. To zabawne, ale nie przypominał sobie, by kiedykolwiek przyszło mu do głowy zapytać któregoś ze swoich opiekunów o to, jak tam trafił. Nie zastanawiał się też nad tym, kim mogli być jego rodzice i dlaczego ich przy nim nie było.
Dni w klasztorze upływały mu jednostajnie – właściwie wszystkie mogłyby być tylko jednym dniem i wcale nie widziałby różnicy. Wyraziście w pamięci Kaze odciskały się tylko pojedyncze, oderwane sceny: zabawa z dziećmi we wsi, wymieszana z tęsknotą za prostym życiem, które Fortuny przeznaczyły komu innemu; gniew na widok konnego samuraja okładającego rękojeścią naginaty blokujących mu drogę chłopów tłoczących się w wąskiej bramie; ; poczucie bliskości i więzi z innym żywym stworzeniem – pieskiem, który nie