


na kartę kolejnych warstw półprzezroczystej kalki. Tym razem karta… została praktycznie anihilowana. Na początku sesji składam się tylko z Kręgów oraz z informacji, że moja postać służy Fu Lengowi. Bardzo lubię takie zagrywki, że nie wiem, kim gram i dowiem się/sam to wymyślę w trakcie sesji.
Oczywiście, w głowie kiełkuje mi już niecny plan…
Oni
Stoję w Gardzieli Jigoku i czekam na bohaterów jak cieć na cud przy hałdzie żwiru.
Repek
W czasie realnym, zanim zacząłem faktycznie grać, minęły dwie godziny. Dla mnie to nie problem, bo w tym czasie dowiedziałem się bardzo dużo o współgrających i ich postaciach.

Repek
U mojej żony zagrałem już wiele sesji. Wiedziałem więc, że mogę oczekiwać dwóch rzeczy: zaskakujących pomysłów fabularnych dla mojej postaci i zaskakujących pomysłów dla mnie jako gracza. Z mojej strony, żeby sesja dobrze się toczyła, wymaga to płynnego „przemieszczania się” pomiędzy światem Rokuganu a krakowskim mieszkaniem. Czyli pilnowania fabuły i tego, by moje deklaracje pasowały do pomysłów innych graczy, ale i okazjonalnego „pójścia na całość” i ryzykownych akcji. Lubię to.
Sesja zaczęła się dla mnie dzień wcześniej. Stwierdziłem, że przydałoby się przeczytać – tak dla klimatu – Drogę Kraba. Przejrzałem pobieżnie pierwsze rozdziały (o historii klanu), ), a potem nieco więcej czasu poświęciłem życiorysom klanowych herbatników, zwłaszcza Hidy Kisady i Hidy O’ushi. Jak się okazało, był to dobry pomysł.
Początek sesji wita mnie klasycznym chwytem M., czyli zabawą z kartą postaci. Robiła z nimi już wiele różnych rzeczy - od zaklejania części informacji po nakładanie